Graczem jestem od ładnych paru lat. Dokładniej… gdzieś od 7, kiedy to zacząłem się tym tematem interesować. Wtedy wydawało mi się to super – jak trójkąt dla żonatego podrywacza – komputer, gra i ja. Ale każdy dorasta i trzeba zająć się swoim życiem a nie tym nierealnym, założenie firmy może być dobrą odskocznią np. pranie wykładzin. Wrocław mnie od tego wyleczył po części.

Moja growa kariera szybko się rozwinęła. Pełniaki z czasopism(m. in. CDA i nieistniejąca już CyberMycha) z czasem zamieniły się w pudełkowe wersje z prawdziwego zdarzenia.

Pierwszą grą w moim życiu był Midtown Madness 2 – pewnie m. in. właśnie z tego powodu uwielbiam wszelkiego rodzaju – ach, jak ja nie trawię tego słowa! – ścigałki. Gra była świetna. Parę lat później odkryłem serię Need for Speed – i  w niej też się zakochałem.

Potem rozszerzyłem swe zainteresowania i zacząłem grać w strzelanki, strategie… . Zahaczyłem nawet o cRPG. Zazwyczaj trafiałem na całkiem fajne tytuły, jak Baldur’s Gate, Doom II, Mafia czy Empire Earth.

Grałem na umór – bawiło mnie to(i bawi dalej) siedzenie czasami parę godzin i rozwalanie się bo Bayview czy Lost Heaven, a jako, że astma i alergia nie pozwalały mi zbyt często wychodzić na dwór – czasu był aż nadmiar.

Rodzice jednak korygowali moje zapędy(i w tym momencie psycholog który pewnie to czyta oddycha z ulgą… :)). Rzadko grałem dłużej niż dwie godziny. Ale zdarzały się takie dni, że mogłem.

Skacząc jednak parę wieków do przodu – dziś jestem już prawie pełnoletni. Moja pasja przez te wszystkie lata jednak dalej trzyma. Aż do dzisiaj. Oczywiście, dalej lubię grać. Jednak zacząłem się zastanawiać nad tym, co chcę robić, a jednocześnie w głowie zaczęły rodzić się pewne wątpliwości – czy będę miał czas na granie?

W co będę grał, jeśli rynek gier dalej będzie szedł w tym kierunku(szczerze powiedziawszy nie jestem zbytnim fanem kopulacji każdej gry z Internetem – wszystkie te bzdurne zabezpieczenia, cyfrowa dystrybucja – po co to?)?

W dodatku nie podoba mi się co odwalają co poniektórzy deweloperzy.  Jakość gier, chęć zrobienia szybkiego zysku(czyli, mówiąc krótko – zrobienie gracza w ciula – mam tu na myśli na przykład płatne DLC[wycinanie pewnych elementów z podstawki i wydawanie jako płatny dodatek – po prostu śmieszne])czy jakieś śmieszne wybryki. Po prostu masakra.

Zacząłem też myśleć, co by było, gdybym nie grał te parę lat temu w Midtown Madness(właściwie to właśnie dzięki niej mogę nazwać siebie graczem)? Interesowałem się samochodami(nie, nie motoryzacją jako taką – tylko samochody).

Ale czy to była pasja na całe życie? Przedtem tak. Teraz natomiast wydaje mi się niczym w porównaniu do mojego zamiłowania do gier czy technologii.

Właściwie mógłbym pisać, bo to chyba mój jedyny talent – nie jestem ani trochę umuzykalniony. Praca w telewizji – nie. Boję się kamer jak ognia, a dziennikarzy traktuję jak ostatnie hieny, jacykolwiek by prywatnie nie byli. No co – nie można mieć uprzedzeń?

Wielu z was – mówię tu teraz do tych „ułożonych” dorosłych – pewnie też ma uprzedzenia do graczy; grającego wyobrażacie sobie jako pryszczatego otyłego szczeniaka bez wyobraźni i inteligencji na poziomie świnki morskiej.

Otóż – jesteście w błędzie. Bo gracze często robią też inne rzeczy. I często nie mają pryszczy ani nadwagi. Ja np. piszę, czytam, bloguję, jeżdzę na rowerze. I jestem nawet całkiem szczupły.

W jednym z moich ulubionych czasopism pracuje redaktor o ksywce CormaC – oprócz grania w gry osobnik ów jest również umuzykalniony gitarowo. Przykładów takich wyżej  jest masa, brak czasu i mejsca by wymieniać.

Aż dobrze, że zahaczyliśmy o kwestię tolerancji, tematu jakże wszechstronnego oraz ostatnio bardzo popularnego. Ten cichy głosik w mojej głowie tym m. in. argumentował polecenie rzuć to w cholerę i zacznij robić coś porządnego.

Aż sam siebie jako gracza zdziwiłem, że mam tak kosmate myśli.

No ale cóż, nawet przez deweloperów naszych kochanych gier jesteśmy traktowani jak dojne krowy, stado baranów, które kupi grę dla byle marki – patrz Call of Duty, które od trzech czterech części jest praktycznie takie samo.

Jest dobre, natomiast kolejne części nic w ogóle do serii nie wnoszą i w dodatku bardziej przypominają interaktywne filmy, niż gry w ich właściwej postaci. Długo by wymieniać serie będące w podobnej sytuacji. Zakończmy ten akapit stwierdzeniem, że deweloperzy to po prostu banda chciwych… „chciwców” 🙂

A i w  dodatku inni(zazwyczaj ludzie starsi, jednakże nie zamierzam uogólniać) – nie-gracze – traktują nas jak dzieci, oceniając nas tylko po naszej pasji – grach. Wielu z was pewnie słyszało teksty typu

  • Jesteś już na to za stary;
  • Szczeniaku pouczyłbyś się;
  • Jako prawnik/lekarz/kierowca/nauczyciel/etc nie wypada Ci się w to bawić;

Takie myślenie jest strasznie ograniczone. Co takiego złego widzicie w grach?

Są jak kino, tylko lepsze, bo interaktywne i można mózgownicę wykorzystać – no chyba, że trafiliście na jakąś oskryptowaną „liniówkę” rodzaju wspomnianego Call of Duty.

Oczywiście musimy rozróżnić – są liniówki a’la CoD, dość proste i stawiające głównie na dynamiczną rozrywkę i filmowość, będącą głównym winowajcą liniowości. Są też liniówki a’la Mafia II, gdzie bardziej liczy się historia i to właściwie ona jest powodem liniowości.

A propos mediów wszelakich, w tym kina. Wielu uważa gry za najbardziej brutalne medium na świecie. Śmiem się  z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

Dlaczego? Właśnie dlatego, że nawet w najbardziej brutalnej grze trzeba trochę pomyśleć – kiedy się schować, kiedy wychylić itd.

W przypadku kina tego nie ma – podczas oglądania filmu nie jesteśmy w stanie nic zrobić, jesteśmy bierni jak marchewka ze sklepu obok; przyjmujemy tylko informacje, lecz tak naprawdę nie możemy nic z nimi zrobić, nijak ich wykorzystać, z powodu czego jesteśmy bardziej podatni na brutalność płynącą z oglądanego filmu.

Niech jakiś prawdziwy fachowiec-psycholog przyjdzie i mnie poprawi, jeśli się mylę!

Po tych parudziesięciu linijkach można by pomyśleć – nie warto grać. W końcu – wątpliwa to przyjemność być wyszydzanym przez większość. Nawet Ci, którzy dostarczają Ci rozgrywki, chcą Cię wycyckać.

Nie jest może AŻ TAK źle. Jest w co grać – Skyrim, Wiedźmin,  BF3, NfS Hot Pursuit, Portal 1 i 2, The Secret of Monkey Island… W dodatku zawsze można zapuścić jakiś starszy tytuł.

Lecz ja, jako zwykły zjadacz pada wymagam czegoś więcej(zwłaszcza większej różnorodności tytułów pod względem mechanizmów rozgrywki, jak i poprawy jakości tychże).

W końcu lubię, kiedy się mnie dobrze traktuje – a jeśli się mnie dobrze traktuje, to ja się dobrze odpłacę – więc, proszę was – zakopmy wreszcie topory(wy razem z tymi swoimi DRM-ami[bardziej przeszkadzają uczciwym graczom niż piratom] i cyfrowymi dystrybucjami; my – gracze – z piractwem[WSZYSCY je wręcz tępmy – ale tak, by nie utrudniać życia uczciwym]) i będzie dobrze.

I przestańcie też wreszcie skakać na nasze portfele – jak już robicie tort, to poprosimy tort w całości, a nie w częściach. Krojenie go sprawia nam wiele frajdy 🙂

UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:

» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.