Parę dni temu obejrzałem film dokumentalny o The Pirate Bay. Nie oglądajcie, strasznie nudny. Raz, że temat procesu, który twórcom wytoczyły holywoodzkie wytwórnie jest wbrew pozorom bardzo nieinteresujący (ot, proces jak proces), dwa, że temat ideologii wokół całej sprawy został raczej potraktowany po macoszemu.

Tak czy siak: pojawiły się gdzieś tam mgliste próby odpowiedzenia, dlaczego ludzie piracą, bo to etażery, bo to kasa, bo to w necie wolno… Było coś o wolności słowa, wolności internetu, ideologii i tak dalej. Ale to ściema. Takie argumenty dochodzą do głosu dopiero, jak jest jakaś afera, przy której wolności internetu trzeba bronić. Na co dzień nikt się nią nie interesuje.

Wszyscy ci idealiści, którzy opowiadają o wolnym dostępie informacji, to garstka. Większość ludzi wcale nie pobiera nielegalnych plików dlatego, że czuje się w ten sposób bojownikami w walce z Systemem.

Nie jest też prawdą to, w co wydają się wierzyć niektóre koncerny – że ludzie korzystają z nielegalnych źródeł, bo są z gruntu źli albo chcą kogoś oszukać. Nie są.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego ludzie kopiują, jest bardzo, bardzo prosta. Ludzie są po prostu leniwi.

Internet przyzwyczaił nas do tego, że do informacji należy docierać w najprostszy możliwy sposób. Komunikować też należy się w najprostszej dostępnej w danym momencie formie.

No i teraz zastanówmy się: co jest prostsze – kupienie w sklepie internetowym płyty obarczonej zabezpieczeniami DRM, której nawet nie możemy wysłać znajomemu, czy pobranie jej kopii w dowolnej, niezabezpieczonej wersji, za darmo, od ręki?

Koncerny tego nie rozumieją, o czym świadczy ich reakcja. Podobnie jak w przypadku dziennikarzy, starają się mocno zacisnąć oczy, zatkać uszy i udawać, że wszystko jest w porządku a ich oferta odpowiada na oczekiwania klientów. Ale tak nie jest.

Pakowanie masy kasy w kolejne zabezpieczenia to też głupota, bo produkt tak czy siak wyląduje na torrentach, a zabezpieczenia utrudnią tylko życie tym, którzy nabyli go legalnie. No i znowu – pobranie wersji pirackiej jest wygodne, kupienie wiąże się z problemami. Absurd.

Wszystko to prowadzi oczywiście do prostego wniosku – żeby zmniejszyć skalę piractwa, trzeba z nim walczyć… ofertą. To nie jest tak, że ludzie nie chcą wydawać pieniędzy w internecie i nie widzą wartości produktu. Nie do końca. Chodzi o to, że ten produkt musi być lepszy niż to, co oferują nielegalne źródła.

Nie wiem czy się zorientowaliście, ale w internecie nie ma granic. Ludzie nie rozumieją, dlaczego “to wideo jest niedostępne w twoim kraju”, bo przecież w Sieci nie ma podziału na “kraje”. Ludzie nie rozumieją dlaczego nie mogą legalnie podzielić się czymś, co przecież jest dostępne na YouTube na wyciągnięcie ręki.

Tu wracamy do Spotify. Fajne w tym serwisie jest to, że oferuje usługę, która jest de facto wygodniejsza od nielegalnych rozwiązań. Nie trzeba wyszukiwać, pobierać, wybierać okładki i poprawiać tytułów. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki.

Liczę, że tego typu usług będzie coraz więcej i że trochę odwróci się strategia walki z nielegalnym dostępem do plików. Tych, którzy piracą bo chcą ukraść niezależnie od oferty, tak czy siak się nie pozbędziemy. Ale możemy powalczyć o tych, których można przekonać do wydawania pieniędzy w internecie. Wolałbym, żeby zamiast wymuszać kolejne ograniczenia i próbować zwiększyć kontrolę, wielkie koncerny zajęły się dostosowywaniem swojej oferty do współczesnego odbiorcy. Amen.

UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:

» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.