VAT
Jest kryzys. Rząd głowi się nad tym, jak zedrzeć z szarego człowieka ostanie pieniądze, a właściciele firm myślą, jaką jeszcze fakturę podsunąć fiskusowi, gdyż chcą ferie spędzić w Hiszpanii w czterogwiazdkowym hotelu. Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, iż problem stanowią lewe faktury, ale być może wpłynę na niezbyt dobrze znane wody, mówiąc, że problemem są przywileje, jakie daje Państwo firmom, znaczy się – ściślej mówiąc – ich właścicielom. Jednym z takich przywilejów jest możliwość odliczania podatku VAT od paliwa.

Ilekroć próbuje zrozumieć, dlaczego właściciele firm jeżdżą na tańszym paliwie, tylekroć dochodzę do wniosku, iż to jest niesprawiedliwe. Zwykły obywatel musi wstać wcześnie rano, podejść do swojego gruchota, przepchać go kilka metrów, gdyż podczas zapalania tak dymi, że potrułby swoje dzieci przez nieszczelne okna, których nie może uszczelnić, ponieważ nie dostał na to kredytu. Dopiero po wykonaniu tych czynności może ruszyć. Po pewnym czasie zajeżdża na stację benzynową i tankuje paliwo za – prawie że – 6 złotych, gdy w tym samym czasie podjeżdża Pan Bogatorowicz swoją nową X5, którą kupił na firmę, więc odliczył podatek VAT, i tankuje paliwo o grubo ponad złotówkę tańsze. Ja się pytam: z jakiej racji tak jest?!

Wiele spraw najprościej jest przedstawić na jakimś przykładzie. Na szczęście mój sąsiad, a zarazem dobry przyjaciel, prowadzi sklep spożywczy, więc sprawy podatkowe są mi poniekąd znane.

Pierwszą sprawą podatkową, od której zacznę, jest wspomniane odliczanie VAT-u od paliwa. Teoria często bywa paradoksem. Tak jest z podatkiem VAT. Wedle prawnego bełkotu wynika, że można odliczać podatek VAT od paliwa w samochodzie zarejestrowanym na firmę tylko i wyłącznie wtedy, gdy używamy danego pojazdu do celów związanych z prowadzeniem działalności.

Praktycznie nikt tego nie przestrzega i wszyscy, włącznie z tymi krawaciarzami z rządu, o tym wiedzą. Dlatego jest tak, że właściciel firmy dojeżdża do pracy, odwozi swoje dzieci do szkoły, wozi swoją żonę do fryzjera, a kiedy ona siedzi w poczekalni, jedzie na miasto coś zjeść; i to wszystko na paliwie, z którego odliczy 23%. Dodatkowo, gdy coś się zepsuje, kupi części zamienne, z których również może odliczyć cały VAT. Na taki mały sklepik, również i brat właściciela może sobie pozwolić na tankowanie  „tańszego” paliwa. Jego dziewczyna też. Siostra najlepszej przyjaciółki dziewczyny brata właściciela firmy również. Stacje benzynowe muszą walczyć o każdego klienta i nie mogą sobie pozwolić na niewystawianie faktur tylko dlatego, że marka samochodu się nie zgadza.

Jeszcze ciekawsza rzecz. Sąsiad postanowił, że zakupi swoim dzieciom laptopa. Jako że dopiero mieli zamiar założyć Internet, był konieczny nowy komputer. Oczywiście, ze względu na to, że prowadzi on własną działalność, mógł zakupić takowy sprzęt na firmę, co jest równoznaczne z tym, że mógł potem odliczyć VAT. Nie trzeba być matematykiem, aby obliczyć, ile facet zaoszczędził. Z laptopa kosztującego 3000zł Brutto odliczamy podatek, co daje nam 2310zł. Oszczędność 610 zł tylko dlatego, że ktoś prowadzi sklep – chamstwo w Państwie i wandalizm. Jak już wspomniałem, do tego laptopa  został założony Internet. Oczywiście Internet na firmę. Wystarczy porównać oferty indywidualne a te dla firm, by się przekonać, że są one coraz to bardziej korzystne, i niedługo może być tak, że to usługodawcy będą płacić usługobiorcą.

Takie przykłady mógłbym mnożyć i potęgować w nieskończoność, mógłbym rozpisać się dosyć solidnie na temat konglomeratów, ale to nie o to chodzi.

Zmiany podatkowe są potrzebne, jednakże rząd nic  tym nie robi. Chociaż w sumie nic złego nie mogę powiedzieć. Przecież rząd zadziałał w tej sprawie, podwyższając podatek podstawowy i obniżony w 2011 roku. Ale to trochę tak, jak gdyby w celu zaoszczędzenia kilku złotych, zabić kilka psów w schronisku. Wyższe podatki i ceny powodują, że ludzie oszczędzają na czym się tylko da. Ludzie coraz częściej sięgają po tańsze produkty, a pomimo wyjazdów na zasłużony odpoczynek nie pozwalają sobie na zbyt wiele. To wszystko sprawia, iż z budżetem jest nieciekawie, ale to nie przeszkadza politykom, którzy wręczają sobie nagrody. Ja się pytam; za co? Chyba za to, że niczego nie spieprzyli… ale przecież spieprzyli. Bezrobocie rośnie, drogi się sypią, a nowy egzamin teoretyczny sprawił, że zdaje go tylko 10% uczestników, a nie, jak to było przed zmianą, 90%.

Dodatkowo politycy jeżdżą w służbowych samochodach, ze służbowym paliwem, i zabawiają się z paniami z księgowości, kupując im prezenty za pieniądze, pochodzące od emerytów i rencistów. Co gorsza, żony polityków również mają służbowe wozy, o których formalnie się nie mówi. Dlaczego tym (p)osłom ma się lepiej powodzić, tylko dlatego, że są w epicentrum koryta z pieniędzmi?

Zawsze wychodziłem z założenia, że prawo tworzą bogaci ludzie, którzy dedykują je bogatym. Z sekundy na sekundę umacniam się w tym przekonaniu.

Zanim zakończę, napiszę, jak ja bym widział – mniej więcej – sprawy podatkowe, skoro powiedziałem, że trzeba je zmienić. Podatki powinny być niskie (8% – 10%) i powinni je płacić wszyscy. Zakłady fryzjerskie powinny zapłacić podatek za każdą nową suszarkę do włosów, za każdy grzebień,  za każde krzesło, i za każdy długopis. Oczywiście podatek za samochód i paliwo również. Firmy budowlane powinny płacić VAT za każdą kielnię, wiadro i… piwo. Zakłady ślusarskie powinny zapłacić podatek za wszystkie śrubokręty, nawet te, które praktykanci zaje… pożyczyli.  A księża natomiast, powinni płacić podatki z każdej tacy, każdego ślubu i pogrzebu. Itp. itd. i in. etc. – więcej nie znam.

Skoro właściciel zakładu fryzjerskiego może kupić samochód na firmę, tylko po to, by dojeżdżać nim do pracy, jeździć do hurtowni po nowe lustra – cóż, każdy może przyjść do fryzjera – i od czasu do czasu do skarbówki, to w takim razie człowiek, nieposiadający własnej działalności, również powinien mieć możliwość odliczania VAT-u od paliwa i samochodu z prostego względu.

Właściciel firmy może mieć na firmę samochód, bo dzięki niemu zarobi pieniądze, z których zostanie potrącony VAT, i  trafi on w sporej części do kieszeni posłów. To w takim razie człowiek, który nie ma firmy, również powinien odliczać VAT; gdyż dzięki temu, że będzie miał samochód, będzie miał jak dojechać do pracy, a co za tym idzie, zarobi pieniądze, na które zostanie naliczony VAT, i trafi on w sporej części do kieszeni żon posłów – czyż nie?

No właśnie. Nieco się rozpisałem, przedstawiłem problem, dałem rządowi pomysł, za który powinienem dostać nagrodę Nike albo coś w tym stylu, i to wszystko. Ktoś po przeczytaniu tego felietonu może się zastanawiać; przeczytałem i mam większego „doła” – nic poza tym.

Dlatego uważam, że ludzie powinni kombinować na wszystkie możliwe sposoby, aby nie paść z głodu. Tzn. Jeżeli macie znajomego, który prowadzi firmę, bierzcie na niego faktury, żeby zaoszczędzić kilka złotych. Kupując używany samochód, wpisz na umowie niższą  kwotę, by zaoszczędzić co nieco. Jeżeli znasz kogoś, kto prowadzi firmę budowlaną, a akurat przeprowadzasz remont, wykorzystaj to. I wykorzystaj wszystko, co tylko można.

Według mnie to jedyne słuszne rozwiązanie. Uważasz, że to niestosowne, niemoralne; nikt nie każe Ci tego robić.

UWAGA! Chcesz zamieścić ten artykuł na swojej stronie?
» Pamiętaj o zachowaniu formatowania tekstu i ewentualnych odnośników do reklamowanych stron w formie aktywnej.
» Zamieść informację na temat pochodzenia artykułu wstawiając pod nim poniższy kod w niezmienionej wersji:

» Pochwal się w komentarzach gdzie zamieściłeś artykuł. Na pewno jego autor ucieszy się z tego i z chęcią odwiedzi Twoją stronę.


Inne artykuły użytkownika